Mamo zapytamy?

Ostatnio mało piszę. Różnie mi z tym, raczej trudniej niż łatwiej, bo przecież plan był jasny żeby przed premierą książki pisać dużo. Bardzo chcę, aby książkę przeczytało jak najwięcej osób, a dowiedzieć się o niej mogę między innymi przez blog. Jednak plan został zweryfikowany przez życie i przyglądam się temu z coraz większym spokojem.

Jednak dziś „zebrałam się”, aby podzielić się z Wami najprzyjemniejszym doświadczeniem jakie mnie ostatnio towarzyszy, a najkrócej mogę je określić jako „zbieranie owoców”.

 

 

Rok temu uważałam, że czuję się bardzo dobrze w roli mamy. Dziś patrzę rok wstecz i uświadamiam sobie, jak wiele lęków wtedy w sobie miałam, jak bardzo obawiałam się oceny innych i w konsekwencji jak  wiele oczekiwań miałam wobec córki. W tym momencie czuję się w tej roli bardzo spokojna. Odczuwam ogromny komfort relacji, którą zbudowałam ze Śmieszką. I wiem, że komfort ten promienieje, jest widoczny na zewnątrz. A poniżej jedno z doświadczeń ostatnich dni.
Jesteśmy na placu zabaw, jest zimno i mokro. Razem z nami bawi się jeszcze jedna dziewczynka. Przepraszam, nie bawi się z nami tylko obok. Ani mnie, ani mamie dziewczynki nie zależy na integracji, więc jest tak jak jest. Nagle Śmieszka dostrzega w drugim końcu placu zabaw różowy rowerem. Patrzy na mnie i mówi: „Mamusiu zapytamy?” Jestem w szoku! Pękam z dumy:)

 

 

Dając jej prawo do posiadania swoich rzeczy nie raz byłam świadkiem sytuacji, kiedy jednoznacznie i dobitnie krzyczała: Moje!!! A ja dyplomatycznie tłumaczyłam innym dzieciom, dlaczego teraz nie mogą wziąć tej piłki,bo to jest piłka Śmieszki. Szanując prawo własności Śmieszki starałam się jej pokazać, że to obowiązuje także w drugą stronę: Jeśli ona chce się bawić zabawkami innych potrzebuje zapytać o zgodę. I teraz zbieram owoce. Coraz częściej zdarza się, że nie bierze po prostu rzeczy, która leży, nie odbiera jej też innemu dziecku tylko prosi mnie, abym w jej (czyli Śmieszki) imieniu zapytała, czy może pożyczyć. Tylko w tej konkretnej sytuacji ja nie miałam ochoty pytać. Mama dziewczynki trzymała nas na dystans, a ja nie byłam w zbyt empatycznym nastroju. Mówię więc do Śmieszki: „Kochanie nie mam dzisiaj nastroju, aby pytać. Wstydzę się trochę”. Ona na to: „Dobrze mamusiu”. Dziękuję Córeczko!
Właśnie takie doświadczenia umacniają, sprawiają, że po prostu robisz swoje i trzymasz kierunek, który obrałaś, nawet jeśli dla wielu jet on niezrozumiały.

 

 

9 thoughts on “Mamo zapytamy?”

  1. Mam córeczkę w wieku Twojej Śmieszki (troszkę tylko starszą). Zawsze z przyjemnością czytałam Twojego bloga zgadzając się z większością Twoich przemyśleń (bo nie ze wszystkimi). Po przeczytaniu tego wpisu doszłam do wniosku, że chyba jednak należysz do mam, które niechętnie spotykam na placach zabaw. Mam na myśli te, które przywiązują nadmierną wagę do – jak ładnie to określiłaś – prawa dzieci do posiadania swoich rzeczy. Wychowując je do życia wśród ludzi, warto je przede wszystkim uczyć, że należy się dzielić, także łopatką w piaskownicy czy piłką. Z tego, że przysługuje im prawo własności i tak zazwyczaj świetnie zdają sobie sprawę. Moje dziecko nigdy nie krzyczało „moje!”, gdy ktoś zaczynał się bawić jej zabawką (doprecyzuję, że nie mam na myśli sytuacji, gdy ktoś wyrywał ją z rączek). Do tej pory myślałam zresztą, że to norma, a mamy, o których wspomniałam wyżej to margines. Tak sobie tylko piszę. Bloga będę śledzić dalej, ale, owszem, zdziwiłam się trochę.

  2. To znaczy to, że Twoja córeczka zapytała czy możesz się zapytać o możliwość zabawy rowerkiem koleżanki jest sympatyczne i urocze. Natomiast ja tak troszkę bym kładła delikatny akcent, żeby umieć się dzielić. Oczywiście bez jakiejś przesady. Ja opisałam sytuację, w której moju urocza i dla mnie pełna wdzięku mała sąsiadka coś nie chciała się dzielić. No ja jak byłam mała także nie pozwalałam ruszać swoich zabawek. Potem znowu rozdawałam. Żadna skrajność nie jest dobra.

  3. Kasiu, w którym miejscu w tekście piszę o tym, że nie warto się dzielić? Pytam, ponieważ chcę zrozumieć jak odczytałaś mój tekst. Zazwyczaj bawiąc się z innymi dziećmi Śmieszka pożycza to, co chce i daje innym dzieciom to, co jest gotowa dać. Szanujemy Ją i także Jej rzeczy, o których sama decyduje. A to, że wie, iż zanim się weźmie komuś innemu zabawkę najpierw trzeba zapytać jest właśnie pokłosiem tego, że Jej własność jest szanowana. W tekście napisałam, że „w tej konkretnej sytuacji ja nie miałam ochoty pytać”, a nie, że nie pytamy w ogóle, bo zazwyczaj robimy to kilka razy dziennie:).

  4. Emilio, link ciekawy. Przeczytałam. Dziękuję. Moje zdanie cytuję: „Natomiast ja tak troszkę bym kładła delikatny akcent, żeby umieć się dzielić. ” nie odnosiło się do Twojego wpisu, choć tak mogło zabrzemieć. Pisałam ogólnie.

    Mając na myśli dzielenie się mam raczej takie subtelne umiejętności dzielenia się z kimś. Nie chodzi mi o to, żebyśmy dawali komuś w dorosłym życiu samochód, komórkę itp. Tylko, że to jest temat szeroki, więc trudno mi teraz pisać w komentarzu o całym aspekcie dzielenia się z kimś tym czym dysponujemy.

  5. Jeszcze dodam, że prawo do własności nie jest złe. Uczy odpowiedzialności za swoje rzeczy, potem za swoje życie. Uczy zaradności, troszczenia się o siebie. Tylko znowu są niuanse, żeby zaradność człowieka nie przeszła w pazerność i egoizm. Tak samo żeby jak pomaganie innym nie było ucieczką od własnych problemów i nie było takim zatracaniem siebie. Jak zawsze najlepszy jest złoty środek, który wypracowujemy sobie z czasem, mając swoją historię życia. Pewnie dzieciom przekażemy część wzrorców, a potem też będą filtrować wszystko przez własne doświadczenie. Inaczej się nie da.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top