Rytuały? A co to za straszne stworzenia?

Ileż to człowiek się uczy – pomyślałam sobie ostatnio zadumana nad życiem, siedząc o godzinie 19.05 na balkonie, ze szklanką herbaty. Podczas gdy w pokoju obok spały dwie słodkie istoty. Tak, spały i nie była to spóźniona popołudniowa drzemka, która z nieprzewidzianych przyczyn trochę się przeciągnęła.

Dziś będzie o rytuałach, które do niedawna były dla mnie czarną magią i uważałam, że ja i moje dzieci ich nie potrzebujemy.

Od kiedy urodziła się Śmieszka nasze życie przechodziło nieustanną zmianę. Często zmienialiśmy miejsce zamieszkania, nasze wewnętrzne przekonania, to czym się zajmujemy zawodowo itp. Ponieważ świat zewnętrzny nie narzucał jakiego konkretnego rytmu dnia to go nie mieliśmy. Wszystko, że tak powiem działo się spontanicznie. Bardzo nam się to wtedy podobało.

Rytuały to zło – tak myślałam do niedawna 

Naczytałam się w różnych strasznych książkach jak to trzeba dziecku wprowadzić stały rytm: posiłki, spanie, spacery o tej samej porze. Dzięki temu dziecko czuje się bezpieczniej i lepiej funkcjonuje gdy poszczególne czynności są przewidywane. Nie wiem dlaczego, ale wtedy wydawało mi się to bardzo ograniczające potencjał Śmieszki, a ponieważ ona sama nie upominała się o tę regularność i powtarzalność to było jej mało. Myślę, że wiem skąd wzięło się moje przekonanie. Stały rytm utożsamiłam z tym, że ten plan dnia jest z góry narzucany przez rodzica, a dziecko dla swojego dobra, ma się mu podporządkować. Coś takiego było dla mnie nie do przyjęcia. I jest nadal. Jedak kto powiedział, że rodzic ma cokolwiek narzucać?

A może jednak to ma sens?

Przecież w ułożeniu takiego naszego wewnątrz-domowego planu dnia nie musi być żadnego narzucania. Potrzebna jest uważna obserwacja, a dziecko nami pokieruje, powie kiedy potrzebuje spać, kiedy jeść… I tak też uważałam, że robię,

Przeczytałam w Internecie artykuł (wybacz mi wspaniała Mamo, że nie mogę Cię zacytować, pół świata przekopałam:/) o wieczornym rytuale kładzenia spać. Byłam wtedy sama z dziewczynkami na wsi i naprawdę szukałam sposobu, aby sobie ułatwić życie. Nie miałam już siły tłumaczyć dlaczego teraz jest mycie zębów i że po tych zębach już nie jemy itp.

Postanowiłam sprawdzić…

Po przeczytaniu artykułu. Przeanalizowałam jak to wygląda u nas. Jakie czynności każdego wieczora wykonujemy i w jakiej kolejności można je ułożyć, aby właśnie taki rytuał stworzyć.

Wyszło tak: kolacja, kąpiel, mycie zębów, ścielanie łóżka, modlitwa, czytanie książki, spanie – dla Śmieszki

kolacja, kąpiel, zabawa w łazience i patrzenie na starszą siostrę, cycuś, czytanie książki, spanie – dla Natalki.

Jak już to ułożyłam to zaczęłyśmy praktykować. Przez kilka dni wymagało to ode mnie sporej uważności. Jednak gdy widziałam jak – szczególnie Śmieszka – szybko to łapie i jak sprawnie nam wszystko idzie moja motywacja rosła. Wszystkie powyższe czynności zajmowały mi średnio godzinę i ok. 19.30 miałam już wolne.

Gdy wróciliśmy do Krakowa kontynuowaliśmy wieczorny rytuał. I u nas to się sprawdziło rewelacyjnie. Zniknęły wieczorne przepychanki, Śmieszka przestała podjadać (a robiła to bardzo często), zaczęła myć regularnie zęby (a robiła to bardzo rzadko). Płynnie i bezkolizyjnie przechodzimy od jednej czynności do drugiej. Ba! Sama się upomina jak coś zostanie pominięte (Ostatnio była taka sytuacja: To biegnij do łóżka. Tato jeszcze zęby! A no tak;))

Te powtarzalne i pozornie nudne jak flaki z olejem wieczory okazały się naszym wybawieniem. Bo to właśnie wieczorem po całym aktywnym dniu dużo łatwiej stracić cierpliwość. Ileż to miałam takich dni: do 18. mama idealna, a później grrr. A od dwóch miesięcy:Serio, ja naprawdę nie pamiętam żebym się wieczorem zdenerwowała:)

A Wy macie jakieś rodzinne rytuały?

13thBirthdayPartyDecorationIdeas

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top