Tu kiedyś było czysto:)

    Pamiętam moment kiedy pierwszy raz weszłam do naszego mieszkania. Są takie momenty gdy się „wie” i to był jeden z nich. To, że kupimy właśnie to mieszkanie nie ulegało żadnym wątpliwościom. Powiedzieliśmy deweloperowi, że się zastanowimy i wrócimy za tydzień aby wpłacić zaliczkę. Nie wytrzymaliśmy. Posiedzieliśmy w aucie 5 minut i poszliśmy podpisać umowę przedwstępną.

   A później było planowanie, wykańczanie, urządzanie… Wkładaliśmy w to całe serce. Niesamowitą pomocą była Asia, która pomogła nam je zaprojektować. Przy tej okazji polecam Jej stronę i książki www.czterolistnadziewczyna.pl :). W momencie, gdy w mieszkaniu była tylko podłoga ja już wiedziałam jakie chcę lampy, jaki dywanik, gdzie obrazek… I stopniowo, stopniowo wszystko nabierało charakteru. Każda rzecz miała swoje miejsce, każda była dopasowana… Było tak jasno, tak przejrzysto… bo sprzątałam nadzwyczaj często;)

      A później przyszła Ona. Już kiedy była w brzuchu wiadomo było, że w mieszkaniu pojawią się nowe akcesoria, których nie planowaliśmy. Nie chodzi o to, że nie myśleliśmy o Śmieszce, po prostu trudno wykańczać mieszkanie z myślą o „dziecku w chmurze”.
      Wraz z Jej przejściem na tę stronę brzucha wygląd mieszkania zmieniał się, ale bardzo powoli. Wciąż byłam w stanie zachować jego podstawowy kształt przynajmniej na przyjście gości. W momencie gdy zaczęła raczkować nowa aranżacja przestrzeni stała się znacznie bardziej dynamiczna… I w końcu zapomniałam jak to mieszkanie kiedyś wyglądało.
      Zapomniałam do czasu… naszego powrotu od babci. Weszłam do mieszkania i go nie poznałam. Wszystko czyste, wszystko na swoim miejscu… Wow? Gdzie ja jestem? Nie ważne, chcę tu zostać na dłużej. No i tak cieszyłam się tym widokiem kilka minut. Bowiem Śmieszka w mgnieniu oka zaczęła się witać z każdą zabawką, z każdym misiem, układać klocki nr jeden i nr dwa… I już po 15 minutach wiedziałam, że jestem u siebie:)
    Często się mówi o tym, że wraz z pojawieniem dziecka wiele się zmienia. Nie ma już tego, tamtego, nie można robić tego i tego, ale za to… JEST Dziecko:). Jednak to, co dla mnie ważne, to abym obecności Śmieszki nie traktowała, ani jako nagrody, ani jako zastępstwa, ani usprawiedliwienia… A zamiast tego zaakceptowała, że jest tak jak jest. Najlepiej rzecz jasna:).
         Od tej zasady jest jeden wyjątek. Gdy przychodzą niezapowiedziani goście. Wtedy z moich ust pada to słynne zdanie: Ach przepraszam Cię za bałagan, ale wiesz z małym dzieckiem…;) Dobrego dnia!

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top