Każdy ma swoją drogę

Jakiś czas temu miałam bardzo nieprzyjemne, choć cenne, doświadczenie. Wsiadłam do tramwaju. Po chwili podeszła do mnie kobieta i pyta, czy wiem o której odjeżdża (był to przystanek końcowy). Odpowiedziałam Jej, że nie wiem, ale jak chce to może wysiąść i sprawdzić. Ja w tym czasie przytrzymam drzwi. Kiedy Ona wyszła, pomimo tego, że trzymałam przycisk, kierowca zamknął drzwi i odjechał. Stałam jak wryta i patrzyłam za siebie. Nie mogłam nic zrobić. Patrzyłam na machającą kobietę, która po chwili zniknęła z mojego widzenia… Miałam ochotę wysiąść przystanek dalej i pobiec do Niej, aby Ją przeprosić, ale przecież to nie zmieniłoby niczego w Jej sytuacji. Tramwaj, którym chciała jechać nie wróci.

 Wzięłam więc tę lekcję i zastanawiam się jaką to ma wartość? Czego mogę się z tego nauczyć? Morał jest krótki: Najlepsze, co mogę zrobić dla innych to po prostu zaufać, że znajdują się w miejscu, w którym powinni być. I że choć ja uważam, że mogli by być już dużo dalej, bo mają ku temu nieskończoną ilość możliwości. To tylko oni mogą zdecydować kiedy ruszą dalej. Każdy z nas jest odpowiedzialny jedynie za własne życie. Zaproponowałam tej kobiecie pomoc, która (mimo moich najszczerszych chęci) okazała się niedźwiedzią przysługą, jednak to Ona podjęła decyzję, że chce mi zaufać i tylko Ona wie, dlaczego tego potrzebowała. Jednak prawda jest też taka, że Pani zadała mi konkretne pytanie, a ja jak to czasem ja, chciałam dla niej zrobić „coś więcej”. I z tego mojego chcenia wynika morał drugi: Zazwyczaj warto udzielać takiej pomocy, o jaką dana osoba prosi. A jak nie prosi, to na siłę tego nie robić, bo na pewno Jej nie pomogę, a mogę tylko zaszkodzić.

 Morał – morałem, lekcja – lekcją, a ja dalej jak sobie przypomnę jak Jej sylwetka się oddala i znika za zakrętem to w myślach pojawia się takie szczere… ała, przecież ja naprawdę chciałam dobrze!

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top