Kiedy zaczęłam pisać bloga miałam w swojej głowie mnóstwo pomysłów i inspiracji. Potrzeba pisania była tak duża, że posty wręcz czekały w kolejce do publikacji. Aż tu pewnego dnia przyszedł pierwszy kryzys twórczy. W głowie dalej miałam mnóstwo pomysłów na teksty, ale za nic w świecie nie byłam ich w stanie przenieść na papier. Wystraszyłam się wtedy, że już się wyczerpałam i że z prowadzenia bloga nici. Teraz, jak to piszę śmieję się z siebie prawie w głos, ale wtedy wcale mi do śmiechu nie było. Tym bardziej, że bywały już w moim życiu sytuacje, że podjęte przez mnie inicjatywy umierały śmiercią naturalną, bo zapał, który pobudził je do życia okazał się słomiany.Kiedy znowu słowa same zaczęły pojawiać się na klawiaturze odetchnęłam z ulgą i dobrze sobie to doświadczenie zapamiętałam.
Gdy ostatnio coś podobnego wróciło zajęłam się przygotowywaniem zapasów na zimę i spokojnie czekałam, aż ten czas ciszy twórczej mini. Bo to, że minie jest tak pewne, jak to, że rano znowu wzejdzie słońce. Śmieszka jest inspiracją bez dna i nieustannie można by o niej i doświadczeniach z nią związanych pisać. Prawda jest jednak taka, że ja nie zawsze potrafię je dostrzec. Dlatego, czasami pojawiająca się w głowie pustka może oznaczać, że warto uważniej Ją obserwować. Jednak, żeby nie wpaść w paranoję mam świadomość, że w naszym życiu zdarzają się także leniwe, zwykłe dni, o których ciężko napisać coś więcej poza faktem, że były po prostu takie, jakie być powinny.
Emilko (sorki, że pozwalam sobie na taka poufałość) , przebrnęłam przez wszystkie posty ufff 🙂
I chciałam Ci podziękować za ciepło z jakim opisujesz Swoje Małe Szczęście – Śmieszkę. Popatrzyłam na siebie i na to w jaki sposób ja postrzegam moich chłopców i się przeraziłam. Nie wiem czy to znużenie macierzyństwem, czy co? Może kryzys, depresja, że patrzę na swoje dzieci przez pryzmat obciążenia, straty wolności i niezależności .. nie wiem …. Jedno wiem i to zobaczyłam w Twoich postach – takich pełnych miłości, świeżości macierzyństwa – to chyba to co gdzieś zatraciłam… coś czego przy starszym synu nie było mi dane czyli takiego „beztroskiej” radości… Muszę tego odszukać w sobie, wygrzebać ze środka gdzieś….
Dziękuję Ci za ten powiew świeżości 🙂
Renia B
Po pierwsze: Wczoraj powiedziałam do M., że martwi mnie, iż tak dawno nikt nic nie skomentował, bo to może oznaczać, że gdzieś się komunikacyjnie rozjeżdżam. Twój komentarz spadł więc do mnie prosto z nieba i za wszystkie miłe słowa dziękuję:)
A Tobie życzę owocnych poszukiwań radości z macierzyństwa. Tak, jak sama napisałaś: ta odpowiedź jest w Tobie, może obecnie przykryta przytłaczającą codziennością, ale na pewno jest! I znajdziesz ją, bo już zaczęłaś szukać… A ja będę Ci towarzyszyć myślami:)