Myśląc o swojej przeszłości towarzyszyła mi pewna pustka. Nie wiem zbyt wiele o mojej rodzinie, nie znam żadnej niezwykłej historii o przodkach. To nie oznacza, że ich nie było, po prostu nie ma w naszym domu kultury opowiadania o przeszłości bliższej i dalszej. Czasem tylko mama bądź siostra opowiedzą jakąś anegdotę, którą ja skrzętnie zapamiętuje łatając tę dziurę, którą do dziś uważałam, że mam.
Właśnie dlatego, kiedy urodziła się Śmieszka, zaczęłam gromadzić dla niej „ważne przedmioty”: opaskę ze szpitala, pierwszy smoczek, najmniejsze ubranko, misia, który był z nią w szpitalu. Nie przedmioty są w tym wszystkim ważne, ale historie, które za nimi stoją. Chcę, aby Śmieszka mogła z tymi historiami, które przecież w pewnym stopniu ją tworzą, mieć do czynienia na co dzień. Nie chcę ich trzymać w tajemnicy do 18 urodzin, ale pokazywać jej zawsze, kiedy będzie tego potrzebowała. Żeby mogła mnie poprosić: mamo daj mi moje pudełko skarbów. I wyjmując kolejny przedmiot z zaciekawieniem pytać, co to jest.
Do dzisiaj myślałam, że mnie takich przedmiotów i historii, które im towarzyszą brakuje. Zmieniłam zdanie patrząc na Śmieszkę bujającą się w huśtawce z mojego dzieciństwa, powieszonej na kasztanie, którego posadził jeszcze mój tata. Śmieszka piszcząca z radości i wiatr, który rozwiewał jej włosy. Czy może być piękniejszy obraz łączący trzy pokolenia?
Spędzając wakacje u mamy, spaceruję po ziemi, która karmiła moich dziadków, rodziców, mnie a teraz karmi Śmieszkę, dając jej to, co najlepsze. Naprawdę niepryskane i nienawożone warzywa i owoce. Niektóre z nich sama sadziłam kilka miesięcy temu.
I nie potrafię pojąć, dlaczego będąc dzieckiem tak bardzo wstydziłam się miejsca, z którego pochodzę. Zazdrościłam dzieciom z miasta, że mogą dorastać wśród betonu i spalin samochodów. A dziś sama uciekam z tego wielkiego miasta, by choć przez chwilę naprawdę pooddychać.
Jest we mnie dużo wdzięczności, czuję jak jej ciepło ogrzewa mnie całą od środka. Bo czy mogłam sobie wymarzyć piękniejszą historię niż tę, którą mam? Nie wiem, czy przedmioty, które gromadzę dla Śmieszki przetrwają. Czy ludzie, z którymi teraz obcujemy będą mogli jej towarzyszyć za dwadzieścia lat. Wiem jednak, że ziemia, po której teraz wspólnie chodzimy dalej tu będzie. Wierzę, że także jej dzieci usłyszą szum lasu, który widać z naszego podwórka i będą mogły wykąpać się w pobliskiej rzece.
Korzenie, które jako nastolatka próbowałam wyrwać były głębokie, bo prawdziwe i naturalne, dlatego przetrwały. Dziś wiem, że to nie historia mojej rodziny jest banalna, ale że ja potrzebowałam czasu, aby dorosnąć do jej wielkości. Bo moi bohaterowie nie walczyli na wojnie, ale w pocie czoła dbali o to, co teraz jest dla mnie największym skarbem, o moją małą ojczyznę…
To na pewno Ty napisałaś ten post a nie ja? Z tym, że czas mi się poprzestawiał bo powinnam napisać, że mam już pudło skarbów dla Juniorków. Zdjęcia, włoski, opaski, albumy, pierwsze kolorowanki, szlaczki, dyplomy, zabawki i pamiątki chrztu. A wszystko tylko dlatego, że u mnie nie było niczego takiego. Mama nie pamiętała jaki było moje pierwsze słowo, kiedy wyszły mi ząbki, kiedy zaczęłam chodzić itd. Więc ja sobie wszystko zapisałam, każdy Junior ma książeczkę z odciskiem stópki i rączki w dniu urodzin i po skończeniu roczku i w tejże książeczce wszystkie ważne daty, wydarzenia i pierwsze słowa. A ta książeczka w pudle skarbów 🙂 Będzie na 18 wielka niespodzianka 🙂
Cóż tak to już jest, że czasem dzięki naszym dzieciom spełniamy nasze niespełnienia:) słoneczne pozdrowienia z wakacji:)
Przepraszam, że zwrócę uwagę, ale to chyba Pani myślała o swojej przeszłości, a nie towarzysząca Pani pustka…