Kochani,
już jest długo wyczekiwana (przeze mnie w każdym razie:)) książka „Atrakcyjna mama – sztuka poznawania siebie”. Choć informacje dostałam już w piątek to potrzebowałam wziąć ją do ręki, aby coś napisać.
Pamiętam moment gdy oddawałam ostateczną wersje do druku. M. powiedział wtedy: „Kochanie, pamiętaj. Jest taka jaka miała być.” I tak poczułam dziś: „Jest taka, jaka miała być.” Patrze na nią jak na moje drugie dziecko – z miłością po prostu. Bo to, co naszym dzieciom jest potrzebne nieustannie to akceptacja totalna. A więc moja książka też ją dostała.
Książka jest jak Śmieszka! Ma w sobie dużo lekkości i swobody. Jednak tak jak w zachowaniach Śmieszki często można znaleźć drugie dno, tak i tu. To czytelnik decyduje, czy chce pozostać na poziomie ciekawych i zabawnych obrazków z naszej codzienności, czy chce wejść głębiej i głębiej… Wierzę, że tyle ile czytelniczek, tyle interpretacji:). Książkę można przeczytać od początku do końca, można też czytać na wyrywki, tam gdzie się otworzy:). Idealna do czytania w tramwaju – bo nie za długa i nie za gruba. Obawiałam się tego, że jest tam sporo treści z bloga. Jednak ponieważ są one przeredagowane, ułożone w spójną kompozycję, a do tego przeplatane treściami zupełnie nowymi to wierzę, że nawet stali czytelnicy będą zadowoleni.
Bardzo Was zachęcam do kupienia, bo jak się domyślacie nie napisałam jej dla własnej satysfakcji, ale po to, aby jak najwięcej mam mogło z moich doświadczeń, po swojemu skorzystać:).
Książkę można kupić przez Internet, na stronach Wydawnictwa WAM: http://e.wydawnictwowam.pl/tyt,71122,Atrakcyjna-mama.htm
W Empiku będzie dostępna od jutra: http://www.empik.com/atrakcyjna-mama-gozdz-emilia,p1100839338,ksiazka-p
Jest dostępna także w księgarniach stacjonarnych, m.in. w Matrasie. Osoby z Krakowa mogą także kupić podczas najbliższych Targów Książki.
Jeśli ktoś chciałby kupić bezpośrednio ode mnie z autografem to też jest taka możliwość:)
* Dodano 24-10-2014: Odpowiedz na komentarze, które pojawiły się pod niniejszym postem napisałam w formie odrębnego postu, który możecie przeczytać tu: http://odplanowaczycie.wordpress.com/2014/10/22/dlaczego-pisze/
Bardzo mnie zaskakuje duma z jaką promujesz swoją „książkę”. Na jakiej podstawie czujesz się uprawniona do bycia ekspertem w tak ważnych, życiowych kwestiach, jak macierzyństwo i relacje? Masz ku temu stosowne wykształcenie? Uprawnienia? Zajmujesz się trudnymi zagadnieniami, udzielasz ludziom rad. Zbyt odważnie, jak dla mnie.
Właściwe trudno mi się odnieść do takiego komentarza. Z kilku powodów. Po pierwsze jeśli ktoś pisze do mnie z maila typu „abc” to jest dla mnie mało wiarygodnym partnerem do rozmowy. A po drugie to nie mam potrzeby tłumaczyć się z tego, co robię:).
Rozumiem. Nie podpisuję się nazwiskiem, więc nie jestem partnerem do rozmowy. Szkoda, bo jestem Twoim potencjalnym czytelnikiem i pytam o Twoją wiarygodność i mandat do dotykania tak ważnych kwestii, jakich dotykasz. Nie musisz się tłumaczyć, z tego co robisz, ale stawiasz się w roli eksperta i myślę, że moje pytanie jest zasadne. Dlaczego kobiety mają Ci ufać? Kim jesteś, że warto za Tobą podążać?
Klaro, na jakiej podstawie wnioskujesz, że stawiam się w roli eksperta? Pytam, ponieważ nie przypominam sobie, żebym się kiedykolwiek tak na blogu podpisała. A osoby,które czytają mnie regularnie raczej podkreślają, że cenią mnie za to, że właśnie się w takiej roli nie stawiam. Jeśli poszukujesz uwiarygodnienia mojej osoby znajdziesz ją w moich treściach. Dziękuję Ci za pytania, które zadałaś na końcu. Całe godzinne usypianie Śmieszki chodziły mi po głowie. Byłby dla mnie bardzo otwierające. „Dlaczego kobiety mają mi ufać?” – Chciałabym, aby poprzez moje teksty ufały przede wszystkim bardziej sobie i swojej intuicji. Aby poszukiwały w sobie odpowiedzi na pytania o macierzyństwo. A mnie ufały przede wszystkim w takim znaczeniu, że wiedzą, że moja historia jest autentyczna, ale jest moja dlatego warto szukać we własnych doświadczeniach. „Kim jestem, że warto za mną podążać?” – Tu podobnie przede wszystkim moim marzeniem jest, aby kobiety podążały za swoimi dziećmi, za niezrealizowanymi marzeniami, pasjami, które schowały do szuflady. Bo o takim podążaniu piszę na blogu. Co więcej także w mojej pracy zawodowej, podczas sesji coachingowych to ja uczę się podążać za moimi klientkami, a nie odwrotnie.
Dziękuję za odpowiedź. Mogę zapytać o Twoje uprawnienia do coachingu?
Popieram “Klarę”. Nie rozumiem, dlaczego podpisanie się imieniem i nazwiskiem bądź pozostawienie prywatnego maila ma “zrobić” z nas partnerki do dyskusji, przecież i tak nas nie znasz. W przeciwieństwie do Ciebie chcemy pozostać anonimowe i jednocześnie skomentować Twoje wpisy, skoro dałaś czytelnikom taką możliwość. Nie czytamy ich bezrefleksyjnie i mamy (co jest dla Ciebie chyba sporym zaskoczeniem) sporo wątpliwości. Skoro prowadzisz ODPŁATNE zajęcia/kursy/spotkania dotyczące tak ważnych kwestii zapewne masz odpowiednie przygotowanie,.
Lilianno, dziękuję za komentarz.
Emilia, Liliana nie zostawiła komentarza, za który należy podziękować, tylko zadała Ci konkretne pytanie: kim jesteś i co potrafisz, że dotykasz tak delikatnych kwestii, jak ludzkie wnętrze, uczucia, motywacje? Dlaczego na nie nie odpowiesz? Napisałaś kolejny, długi post o tym, dlaczego masz prawo robić to, co robisz, ale tam również nie ma takiej odpowiedzi. Jest odpowiedź o dyplomie z polonistyki, który nic Ci nie dał i ani słowa o coachingu… Zgadzam się z poglądem, że papier nie załatwia sprawy i nie jest potwierdzeniem wiedzy a tym bardziej umiejętności. Ale Twoją postawę uważam za bardzo nonszalancką. Owszem, nigdzie nie podajesz gotowych rozwiązań i rad. Ale uruchamiasz w ludziach myślenie, piszesz o kwestiach ważnych, otwierasz ich na ich emocje i potrzeby. To jest delikatna kwestia. Wymagająca dużego doświadczenia.
Nie wiem, jak wyglądają sesje, które prowadzisz, ale coaching, jaki znam nie działa na zasadzie „opowiem Ci, jak to było u mnie a Ty zrobisz z tą wiedzą, co zechcesz.” Otwierasz człowieka i jesteś odpowiedzialna za to, co zobaczysz.
Twoja reakcja: „nie odpiszę Ci bo nie podajesz adresu”, „nie muszę się tłumaczyć”, brak odpowiedzi na pytanie o kompetencje a potem długi post, w którym brak konkretnych informacji każde mi myśleć, że tego przygotowania po prostu nie masz.
Klara ma rację. Uważam, że niektóre zawody wymagają przygotowania merytorycznego. Zgadzam się, że papier to nie wszystko, potrzebne jest doświadczenie, a przede wszystkim własny rozwój, ale nie wyobrażam sobie, żeby osoba, która pracuje z ludzką psychiką nie miała solidnego przygotowania. Blogów o macierzyństwie jest bardzo dużo, zazwyczaj są to opisy kolejnych dni, ciekawych sytuacji, ważnych doświadczeń. U Ciebie jest inaczej: mam wrażenie, że jesteś trochę oderwana od rzeczywistości, spotykasz jakąś kobietę (Marylę), ona wskazuje Ci „właściwą drogę”, rzucasz pracę, zabierasz dziecko i wyjeżdżasz z miasta, potem to samo robi Twój partner, żyjecie w zgodzie z naturą i piszesz książkę nie dla siebie, ale dla innych matek, które jeszcze błądzą… Podkreślasz, że nikogo nie pouczasz, ale jednocześnie rościsz sobie prawo do pomocy w „podążaniu za marzeniami schowanymi do szuflady”. Twoje odpowiedzi na niektóre komentarze są zaskakujące i niepoważne, chyba nie przypuszczałaś, ze ktoś może wejść z Tobą w jakąkolwiek polemikę…
Emilio, czy możesz jakoś odnieść się do naszych wątpliwości?
Klaro, do wszystkich kwestii odniosłam się w poście pt. „Dlaczego piszę”. Jeśli nie są one dla Ciebie satysfakcjonujące więcej o mnie możesz przeczytać właściwie w każdym poście, a także na stronie http://www.odplanujzycie.pl. Od dwóch lat jestem pod indywidualną opieką Maryli Moszyńskiej – coacha z ogromną wiedzą i doświadczeniem. Dlatego jestem przygotowana do niniejszego zawodu zarówno ze strony osobistej: sama przeszłam drogę bardzo intensywnej pracy ze sobą, a właściwie nieustannie przechodzę, bo jest to proces ciągły. Jak i ze strony merytorycznej: znajomość narzędzi i metodyki pracy w formule coachingu systemowego. Bardzo Cię proszę uszanuj to, że ten wątek jest już dla mnie sprawą zamkniętą.
Szanuję i niniejsza wypowiedź również będzie ostatnią z mojej strony.
Nie jestem usatysfakcjonowana tym, co napisałaś o swoich kwalifikacjach, uważam, że ich po prostu nie masz. Chodzenie na coaching to za mało do bycia coachem. Chodzenie na terapię to za mało do bycia terapeutą.
Czuję też, że bardzo ciężko się z Tobą rozmawia. Nie odpowiadasz na pytania, zamiast tego wygłaszasz oświadczenia. Twoje nastawienie jest bardzo wojownicze – kto Cię nie chwali – ten niegodzien rozmowy. Kto ma uzasadnione wątpliwości – ten wróg. To ostateczny dowód na to, że do coacha Ci jeszcze bardzo daleko.
Z zaciekawieniem przeczytałam wpis o książce, i z jeszcze większym zaciekawieniem wciągnęłam się w lekturę dyskusji, która sie tutaj wywiązała. Według mnie ktoś, kto nie ufa autorce bloga i ma zastrzeżenia do jej kwalifikacji zawodowych, nie musi korzystać z jej oferty. Jesteśy dorośli – sami wybieramy i nikt nikomu nic nie narzuca.
Wpisy poprzedniczek chyba nie sugerowały, że chcą one skorzystać z oferty autorki, a raczej świadczyły o tym, że nad niektórymi wpisami można/trzeba się głębiej zastanowić, a nie przyjmować je bezkrytycznie – przynajmniej ja tak to odbieram.
Gratuluję! 🙂 Cieszę się, że książka powstała. Z radością ją przeczytam.
Co do powyższych wpisów… Przeczytałam w życiu wiele wspaniałych książek. Nie pytałam autorów o kwalifikacje. Oceniłam własnym rozumem i sercem. Albo wzięłam co dostałam, albo nie.