To tylko taka nie-rozmowa z nie-mną o nie-mojej córce
A może lepiej byłoby inaczej Ją wychowywać, tak powiedzmy bardziej tradycyjnie?
Przede wszystkim trzeba było Ją nauczyć zasypiać o normalnej godzinie. Sama kiedyś mówiłam, że dobranocka nie bez powodu jest o 19. Przecież da się dziecko nauczyć usypiać, podobno już trzy miesięczne można trenować w samodzielnym zasypianiu. To jest bardzo proste. Odkładasz, jak zaczyna płakać podnosisz i znowu odkładasz. Płacze – podnosisz, uspokaja się odkładasz. I tak trzeba w nieskończoność aż się nauczy. Przecież to nie jest skomplikowane. W końcu zrozumiałaby, że nie ma po co płakać, albo by ją ta huśtawka zmęczyła. Próbowałam nawet raz takiego usypiania. Dwa wieczory próbowałam. Źle Jej było i mnie było źle, ale może tylko na początku by Jej było źle, później już by się przyzwyczaiła. Do wszystkiego się człowiek przyzwyczaja. Lepiej niech się za młodu już uczy, że życie nie jest lekkie – usłyszałam kiedyś.
Albo z tym karmieniem na przykład. Do roku się karmi zazwyczaj – usłyszałam od lekarza na pierwszej wizycie. Zazwyczaj – odpowiedziałam patrząc nieobecna w okno. Niby wszyscy mówili, żeby karmić na żądanie. Tylko teraz się okazuje, że to tylko takie małe się karmi na żądanie. Takie roczne to już tylko ewentualnie wieczorem niech sobie possie. Bo taki pokarm już jest bezwartościowy, woda sama. Lepiej parówkę dać, lizaka, no i butlę kaszy wieczorem żeby całą noc przespała. Roczne dziecko powinno już przesypiać noce.
Z jedzeniem też nie jest lepiej. Kto to widział, żeby półroczne dziecko uczyć jeść rękami. Babcia jak to zobaczyła to o mało co zawału nie dostała, tak się bała, że się Śmieszka tym jabłkiem zadławi. Z takiego jedzenia nie może wyjść nic dobrego, co najwyżej bałagan. Przecież prawie wszystko ląduje na podłodze, więc i tak trzeba później dokarmić. Półroczne dziecko nie wie ile powinno zjeść. Dobrze, że mam wsparcie: na obiad na przykład 200 ml zupki – podpowiadają eksperci. Czasem się też dziecku wydaje, że chce mu się jeść częściej, niż co trzy godziny. Może trzeba było spróbować ją z tego błędu wyprowadzić jak jeszcze sama szuflady z chlebem sobie nie potrafiła otworzyć.
Jeszcze jedno mi się przypomniało. Ubieranie. Kto to widział, żeby Ona zimą po domu bez skarpet chodziła. Przeziębi się to dopiero będzie. Jak ściąga to trzeba założyć rajstopy, będzie jej trudniej zdjąć. No i czapka. Oj niech Pani uważa na uszy – słyszałam nie raz od zatroskanych przechodniów – jesień już – dopowiadali. Mówię więc, że przecież 23 stopnie jest. Ale to dziecko – słyszę w odpowiedzi. No tak dziecko.
I tak się niepostrzeżenie zapędziłam się na chwilę w ten kozi róg. I budzę się jak ze złego snu i robię wielkie ufff… i wracam do siebie. Jednak sen był straszny i na własną puentę już brak sił.
No tak, ale jeśli przyzwyczajamy dzieci do tego, że inni wsłuchują się w ich potrzeby i traktują jak równorzędnych partnerów, to mogą mieć w przyszłości problemy, żeby odnaleźć się w społeczeństwie opartym na hierarchii, w świecie korporacji i zależności zawodowych.
– One będą po prostu zmieniać ten świat! Takie myślenie wynika z naszej postawy, że świat jest taki jaki jest i nie mamy na to wpływu. A przecież to my ten świat tworzymy! To dzisiejsi dorośli, którzy byli wychowywani w określony sposób, sprawiają, że ten świat tak wygląda, a jeśli my wychowamy nasze dzieci inaczej, to będzie on inny*.
*Fragment wywiadu Karoliny Stępniowskiej z Agnieszką Stein
Ja nie sądzę, że świat będzie inny. Ale cały świat zmieniać się nie musi. I tak lepiej być kochanym niż niekochanym, wspieranym niż niewspieranym.
A ja bardzo wierzę, że będzie inny, naprawdę:) Podążając za tą zasadą, że mogę „tylko”, albo „aż” zmienić siebie… i oczywiście wtedy pojawia się pytanie, czy mówienie o zmianie całego świata nie jest nadużyciem:)
To jedna z rzeczy, które mnie najmniej przekonują w RB i PbP – jakaś taka utopijność. Miłość na świecie jest skazana na śmierć – jak Jezus. Ale może przemieniać życie ludzi i na pewno zmartwychwstanie. Choć jestem przekonana, że nie zwycięży, nim skończy się ten świat. Maranatha:)
Ja też wierzę, wierzę, że jeśli każdy z nas będzie choć troszkę bardziej uśmiechnięty, troszkę bardziej otwarty na innych różnica w efekcie będzie spektakularna. Fantastycznie mi się czytało, myślę sobie, że trudno się od tego uwolnić (tradycyjnego wychowania), bo, przynajmniej większość z nas, tak była wychowywana – mnie nadal wiele kosztuje „odpuszczenie” skarpetek i czapki, gdy mi zimno i ja mam je na sobie:]]] bycie mamą, która wcale nie wie wszystkiego najlepiej (nawet jeśli naprawdę wie, że nie wie:) wymaga wysiłku, przynajmniej ode mnie.
A jeśli chodzi o karmienie w nocy, taaaak:), gdy jedna z Pań, stwierdziła, naprawdę życzliwie, że to musi być jednak męczące (dobra, trochę jest), zdałam sobie sprawę, że myślę o tym w kategoriach krótkotrwałego epizodu, bo czym jest rok, półtora w stosunku do całego naszego życia, to minie tak szybko i już teraz patrząc jak Emil je, staram się tym jak najbardziej nasycić.