Awanturnica

Tak została w piątek nazwana Śmieszka przez Panią doktor, kiedy płacząc i wierzgając nogami informowała nas, że nie ma ochoty na badanie. Pani doktor stwierdziła: No przecież ja Ci nic nie robię. Nie dyskutowałam z nią, czy krępowanie rączek i wkładanie czegoś do buzi to takie nic. I pomijając kwestie, że badanie było konieczne, ludzi w poczekalni dużo, a Śmieszka niewyspana. I nawet nie chcę pisać o tym, że dobrze byłoby gdyby Pani doktor potraktowała ją po prostu jak człowieka i spróbowała okazać zrozumienie. Więc ja płaczącej Śmieszce tłumaczyłam, że rozumiem, że to jest dla niej niekomfortowa sytuacja i że zaraz badanie się skończy.

Jednak, choć mogłabym ten wątek rozwinąć to nie o tym tutaj. Otóż zabolała mnie ta „awanturnica”. Dlaczego Ona tak powiedziała o Śmieszce? – myślałam, kiedy wracałyśmy do domu. I doszłam do wniosku, że chcąc nie chcąc ludzie patrzą i będą na nią patrzeć inaczej niż ja, swoimi subiektywnymi oczami. Czasem pierwszy raz zobaczą ją, kiedy będzie płakała i pomyślą, ale płaczliwe dziecko. A czasem jak będzie się tylko śmiała i zbudują sobie obraz pogodnej dziewczynki. I część z nich już nigdy Jej nie spotka i takie wspomnienie Śmieszki gdzieś tam w nich zostanie na zawsze…

A ja potrzebuję zaakceptować, że ten obraz będzie często subiektywny i niepełny. Piszę to i zastanawiam się, czy ktoś ma bardziej subiektywny obraz Śmieszki niż ja, która patrzę na nią swoimi zakochanymi po uszy, matczynymi oczami… No chyba tylko tata:).

2 thoughts on “Awanturnica”

  1. Skoro Śmieszka właśnie Śmieszką przez Ciebie została nazwana, a starasz się znać ją dobrze (gdybym napisała „znasz ją dobrze” chyba byłoby to nie do końca prawdziwe), to z awanturnicą ma to niewiele wspólnego, więc Panią doktor po prostu poniosło (tak najłatwiej – etykietować bez namysłu), nie przejmuj się 🙂
    Kiedy ja jestem gdzieś z synkiem, też nie zawsze jest pogodny (w gabinecie lekarskim zazwyczaj) – ma przecież do tego prawo, choć generalnie jest bardzo radosnym dzieckiem i potrzeba mu niewiele, by być szczęśliwym. Ludzie jednak, którzy mnie w danej chwili otaczają też chętnie komentują tę „niepogodę” Malucha, i zwracają się do niego np. per „płaczek”, co potęguje jego stan i wcale mu nie pomaga. Ja zawsze staram się wytłumaczyć, że to chwilowe, że minie, że zdarza się, ale czy to dociera – nie wiem. Wydaje mi się, że niekoniecznie, ale próbę obrony dziecka (przed niepotrzebną etykietą) zawsze warto podjąć 🙂

    1. Justyno nie odpowiedziałam na Twój komentarz bo cały czas się nad nim zastanawiam. Myślę, że są sytuacje, kiedy bez wątpienia podjęłabym próbę rozmowy, która pomogłaby mi zrozumieć, dlaczego ktoś w taki a nie inny sposób nazwał moją córkę. Jednak, aby to miało miejsce potrzebna jest przestrzeń na dialog a nie polemikę. Uważam, że w gabinecie lekarskim, gdzie Pani doktor mogła nam poświęcić 10 minut, bo na korytarzu czekało 20 osób tej przestrzeni nie było.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top