Ten tekst zaczęłam pisać w sierpniu 2014. Jak widać poleżał trochę w szufladzie:).
Trwają wakacje. Siedzimy ze Śmieszką w piaskownicy. Jest niedziela.
– Kochanie, choć idziemy do kościoła.
Razem z nami bawi się mniej więcej pięcioletnia dziewczynka i pyta:
– A po co wy tam idziecie?
Uwielbiam dzieci. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam! Za ich autentyczność, spontaniczność, szczerość, za to, że jeśli tylko zechcę ich słuchać to mogę się od nich uczyć całymi garściami.
A po co wy tam idziecie?
To jedno pytanie sprawiło, że ta niedziela była już zupełnie innym dniem. Dniem poszukiwania odpowiedzi…
Ta sytuacja przypomina mi o pytaniu, które dla mnie w rodzicielstwie jest fundamentalne: Po co ja to robię?
Im bardziej świadomi jesteśmy, dlaczego postępujemy w dany sposób, tym większa szansa, że nasza relacja z dzieckiem będzie bezpieczna, a my szczęśliwi. Tym mniej będzie potrzeby szukania potwierdzeń na zewnątrz, że „robię właściwie”. I nawet jeśli przyjdzie kryzys to wyjdziemy z niego silniejsi i jeszcze bliżej siebie.