Szacunek

W wielu tekstach wspominam o szacunku dla dziecka, o szacunku dla drugiego człowieka, bo właśnie człowiekiem przede wszystkim jest dla nas Śmieszka. Wiele mogłabym o tym pisać i pewnie jeszcze nie jedno napiszę, dlatego że szacunek jest jednym z głównych fundamentów naszego rodzicielstwa. Oczywiście na pierwszym miejscu jest miłość. Znam jednak rodziców, którzy kochają swoje dzieci nad życie, ale nie zawsze idzie to w parze z okazywaniem im szacunku.

Dziś na przykładzie kilku sytuacji, chcę opowiedzieć, czym dla mnie jest wyrażanie szacunku dla Śmieszki w praktyce.

Kiedy mama wychodzi z domu

Za każdym razem, kiedy wychodzę z domu informuję o tym Śmieszkę. Zazwyczaj bawi się wtedy z tatą, podchodzę więc i mówię: Kochanie mama teraz wychodzi wrócę za 2 godziny, papa. Czasem razem z tatą odprowadzają mnie do drzwi. Gdy ostatnio byliśmy u dziadków i chciałam wyjść, babcia powiedziała: To idź teraz żeby Cię nie widziała, bo zacznie płakać. Właśnie takie wychodzenie po cichu jest dla mnie brakiem szacunku dla dziecka. Co więcej tylko pozornie ułatwia to Śmieszce rozstanie ze mną, bo przecież prędzej czy później zauważy, że mnie nie ma. Wtedy dopiero poczuje się zdezorientowana i oszukana.

Kochanie poproszę smoczek

Śmieszka nadal śpi ze smoczkiem (każdy, kto mnie zna, słyszał już o moim kompleksie smoczka, kiedyś o tym napiszę). Malutka, gdy się budzi to oczywiście szybko go sobie znajduje i wita mnie stojąca w łóżeczku z ukochanym smoczkiem w buzi. Podchodzę do niej i pytam: Kochanie dasz mi monia? I w 99% daje mi go i razem odkładamy go na półkę, gdzie czeka do kolejnej drzemki. Nie chowam go przed nią, nie mówię: OOO nie ma monia, schował się. Oczywiście nie zostawiam go w miejscu zbyt widocznym, Śmieszka jest tylko Śmieszką, jeśli znajdzie się w zasięgu jej rączek, będzie go miała w buzi przez cały czas. Czasem jest też tak, że kiedy pytam ją czy da mi smoczek, kręci główką, wtedy to szanuję i po kilku minutach proszę ponownie.

Nic się nie stało

Bardzo nie lubię jak dorośli, kiedy dziecko zaczyna płakać, bo np. przewróciło się mówią: Oj już dobrze, nic się nie stało. Choć sama święta nie jestem i też czasem łapię się, że mówię to z automatu. Moim zdaniem prawdą jest, że kiedy dziecko przewraca się to patrzy na mamę lub tatę i często to ich reakcja determinuje dalszy obrót sprawy. Kiedy dziecko widzi, że mama się śmieje to znaczy, że nie wydarzyło się nic poważnego i można bawić się dalej. Kiedy mama lub tata są wystraszeni dziecko przejmuje ich emocje i reaguje podobnie. Myślę jednak, że nasze reakcje są automatyczne. Kiedy widzę, że Śmieszka mocno uderzyła o kant stołu moje ciało od razu pokazuje strach, to jest bezwarunkowe.  Dlatego nie próbuję chwilę później zamiatać swoich emocji pod dywan, tuszując je słowami „Nic się nie stało”. Wiem, że używamy tych słów w dobrej wierze, to ma odwrócić uwagę. Jednak moim zdaniem sprawia efekt zupełnie odwrotny. O ile u rocznej Śmieszki może nie ma to jeszcze tak dużego znaczenia (na poziomie świadomym), o tyle u np. czteroletniego dziecka informacja od dorosłych: nic się nie stało tylko się przewróciłeś, jest już jasnym i świadomie rozumianym sygnałem, że dla mamy, czy taty jego problemy są nieistotne.

Ja to chcę!

Pamiętam taką sytuacje sprzed kilku miesięcy, kiedy Śmieszka nie jadła w ogóle słodyczy. Teraz też w zasadzie nie je, ale zasmakowała już kilku słodkości, więc niestety stwierdzenie „w ogóle” już jest nieaktualne. Znajoma przyniosła dla Śmieszki ciastka. Była zdziwiona, że nie chcę Jej ich dać, bo Ona przecież chciała. I w tym miejscu wraca do mnie kwestia mojej miłości i szacunku dla Śmieszki. Z miłości dałabym jej wszystko, ale szacunek dla jej małego ciałka, które nie powinno jeść słodyczy sprawia, że potrafię się powstrzymać.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top