Wychowanie na luzie

Jakiś czas temu odwiedzili nas Znajomi, którzy jeszcze nie mają dzieci. Przez cały wieczór obserwowali jak zajmujemy się Śmieszką, słuchali tego czym kierujemy się wychowując ją. W pewnym momencie Ania powiedziała: Podoba mi się jak wychowujecie Śmieszkę – tak na luzie. W pierwszej chwili pomyślałam: O nie! To wcale nie tak!

Byłam wręcz na nią zła, że w ogóle mogła tak pomyśleć. Na tamtą chwilę „wychowanie na luzie” kojarzyło mi się z brakiem odpowiedzialności, planu, z tym, że wychowuje się dziecko „jakoś”, tak jak wyjdzie, a jak nawet nie wyjdzie to luz! Miałam więc ogromną ochotę wytłumaczyć im, że wychowywanie Śmieszki nie ma nic wspólnego z luzem. Kiedy jednak przemyślałam to jeszcze raz uświadomiłam sobie, że właściwie to bardzo mi się to określenie podoba bo jest kwintesencją tego co robimy. Bo przecież każdego dnia staramy się, aby nasze relacje, nasz dom, nasze głowy były pozbawione napięć, aby czerpać z każdego dnia to, co nam daje. Uczymy się na błędach, ale nie rozpamiętujemy ich w nieskończoność, tylko idziemy dalej.

Im więcej luzu w tym co robimy tym lepiej nam ze sobą i innym z nami. Już wielokrotnie się przekonaliśmy, że kiedy moja bądź M. głowa jest niespokojna przekłada się to na Śmieszkę. Dlatego praca nad sobą i unikanie napięć wszystkim wychodzi na zdrowie.

Jest jeszcze jedna kwestia. Mam w sobie coś bardzo sztywnego, taką ogromną potrzebę kontroli tego, co dzieje się wokół mnie i moich bliskich. Jest tego we mnie coraz mniej, naprawdę dużo mniej, ale jednak wciąż jest. To „coś” przeszkadzało nam często w wielu codziennych sytuacjach.  Jednak coraz częściej udaje mi się wrzucić na luz, tak naprawdę.  Przestaję  analizować, czy to dobre, czy złe i cieszę się chwilą obecną. Myślę, że skoro zaczynają to zauważać inni to mogę się poklepać po ramieniu.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top