Z czułością

Są takie wydarzenia w życiu mamy, które niekoniecznie powinny wyjść na światło dzienne. Szczególnie jeśli mama chce zachować jako taką pozycję w oczach świata. W moim dorobku również się takie znalazły i na samą myśl o nich strasznie się nad sobą rozczulam.

Były problemy z karmieniem piersią, a raczej pokarmu w ogóle nie było (przez trzy dni). Jak dziś pamiętam moment, kiedy trzeciego dnia Śmieszce pierwszy raz ulało się moje mleko i jak bardzo płakałam wtedy ze szczęścia. Później pokarmu było za dużo, więc zgodnie z dobrą radą teściowej, okładałam najcenniejszy wówczas element mojego ciała liśćmi kapusty, a że bywam nadgorliwa, to okładów robiłam zbyt dużo i pokarm znowu zniknął.

Później był magiczny katarek. Magiczny, bo znikał zawsze, gdy pojawialiśmy się u pani doktor i nikt mi nie chciał uwierzyć, że on jest, a przecież on był. Kierując się zasadą, że to ja znam najlepiej swoje dziecko, czule nosek pielęgnowałam, psikając do niego wodę morską.

Były też obsesje związane z mierzeniem temperatury, ale bateria w termometrze szybko się wyczerpała, więc temperatura ciała wyrównała się. Od tamtej pory jest mierzona głównie za pomocą moich ust, które, czule całując czółko, zawsze wyczują odstępstwa od normy.

Były też pierwsze zupki… Pierwszą marchewkę gotowałam zbyt krótko, Malutką rozbolał brzuszek i później przez tydzień nie chciała jeść. Zaczęłam więc podawać jej kupowane słoiczki, choć wstydziłam się tego bardzo. Co ze mnie za matka, skoro nawet zupki sama nie potrafię ugotować? – myślałam.  A ponieważ bardzo lubię gotować, tym trudniej było mi zrozumieć mój strach, że coś ugotuję nie tak. Dopiero po jakimś czasie ponowiłam próbę.

Dlatego każdego dnia rano patrzę w lustro i witam się z nową, lepszą mamą – mną. Często jedna noc wystarcza, by zmądrzeć, nabrać dystansu do tego, co jeszcze wczoraj wydawało się nie do rozstrzygnięcia. Tym bardziej, jeśli patrzę na siebie sprzed 9 miesięcy. Jedyne, co mogę zrobić to rozczulić się nad wszystkimi swoimi potknięciami, słabościami. Bo przecież na tamten moment naprawdę robiłam wszystko najlepiej, jak potrafiłam, kierując się przede wszystkim miłością i dobrem Śmieszki. Nie chodzi w tym wszystkim o beztroskie podchodzenie do wcześniejszych błędów. Kiedy zrobię coś nie tak, analizuję, dlaczego tak się stało, jak tego uniknąć na przyszłość, ale potem nie oglądam się za siebie. No czasem tak jak dziś, ale wtedy tylko się nad sobą rozczulam…

5 thoughts on “Z czułością”

  1. Każda z nas ma takie potknięcia i grzeszki, nie róbmy się na siłę idealne bo to nas przyprawi o większe wyrzuty, dajmy sobie czasami trochę upustu w tym dążeniu do doskonałości 🙂

    1. To prawda:). Możemy sobie tym bardzo zaszkodzić, a jeszcze bardziej naszym dzieciom! Dziś pierwszy raz zajrzałam do Ciebie, jeszcze nie zdążyłam zbyt wiele przeczytać, ale cieszę się, że przywołałam Cię myślami. Pozdrawiam!

  2. Która z nas się nie potyka! Niektóre moje błędy wciąż wywołują u mnie uśmiech – jak na przykład to, że do 3 miesiąca mój burczurek spał przy zapalonej lampie nocnej. Tłumaczyłam sobie, że to dla jego dobra, bo przecież na pewno boi się ciemności 🙂 Dopiero moja kochana mama uświadomiła mi mój błąd i o tej pory mały przesypia całe noce… A przecież jako biolog powinnam wiedzieć, ze do zdrowego nocnego snu potrzebna jest nietylko odpowiednia temperatura i cisza, ale i ciemność. Tak naprawdę to właśnie te błędy i małe grzeszki sprawiają, że jesteśmy lepszymi matkami. Powodzenia w dążeniu do doskonałości!

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top