Właśnie skończyłyśmy ze Śmieszką wieczorną zabawę: Ona stała na podwyższeniu łóżka, rzucała się przed siebie, a ja Ją łapałam i znowu… Przypomniałam sobie, że sama kilka razy na różnych szkoleniach brałam udział w podobnej zabawie, ćwiczeniu uczącym zaufania, gdy jedna osoba ma złapać drugą. I pamiętam pewien niepokój, który mi za każdym razem towarzyszył i ulgę kiedy już lądowałam w ramionach współtowarzysza.
A dziś patrzyłam na Śmieszkę i widziałam w Jej oczach to bezgraniczne zaufanie i Jej radość na każdym etapie zabawy.
Pojawiło się więc pragnienie, aby dać Jej tę pewność jak najdłużej, aby wiedziała, że „zawsze Ją złapię”, w każdej sytuacji, bez względu na to ile będzie miała lat i jaką drogą będzie szła… Choć tak naprawdę najważniejsze jest, aby Ona zawsze ufała sobie, a te pierwsze lata z rodzicami mogą Jej po prostu pomóc w utrzymaniu właściwej perspektywy w przyszłości. Chcę aby Śmieszka wiedziała, że świat jest bezpieczny tak długo jak będzie ufała sobie. Wtedy odnajdzie się w każdej sytuacji, w każdej…
Jednocześnie w tej cudownej zabawie Śmieszka przyjęła po raz kolejny rolę mojej nauczycielki. Piszczała z zachwytu, tak jakby chciała mi powiedzieć: patrz mamo i ucz się ode mnie. Ty też tak możesz… I wierzę, że rzeczywiście tak jest, choć czasem tak trudno przychodzi to zaufanie do świata, innych ludzi i siebie przede wszystkim…
i znowu przeszły mnie dreszcze;) uwielbiam!!!!!!!!