Z mojej perspektywy przychodzi taki moment kiedy czujesz się w swoim rodzicielstwie bardzo samotnie. Piszę o tym bez kategoryzowania tego stanu jako dobry, czy zły. On po prostu jest. I dziś będzie o tym.
Zacznę od porównywania, bo z niego moim zdaniem często ta samotność wynika. Z jednej strony lubimy być oryginalni, wyróżniać się czymś wśród innych, ale z drugiej strony poszukujemy też pewnej normy, standardów, których można by się trzymać. Myślę, że ta zasada obowiązuje także w stosunku do naszych dzieci.
Temat porównywania siebie do innych przerabiałam już na kilka sposobów, a kiedy na świecie pojawiła się Śmieszka zaczęłam nad tym pracować także w obszarze naszej relacji.
Pamiętam jak dziś kluczowe momenty dla mojej zmiany w tym zakresie i wciąż czuję tę oczyszczającą ulgę, kiedy wreszcie odważyłam się puścić i przestać porównywać Ją do innych dzieci: czy to w aspekcie ciała, czy rozwoju fizycznym, ilości snu, ssania piersi, płaczu…
Starałam się więc unikać porównywania Jej do innych dzieci. Jednoznacznie kojarzyło mi się to z oceną i niepotrzebnymi oczekiwaniami, wobec siebie i Jej.
Ostatnio zaś spojrzałam na to porównywanie z trochę innej strony. Od strony samotności, a raczej próby jej zmniejszenia. Zalezienia w innej mamie, w innym dziecku współtowarzysza w podróży, albo chociaż jej odcinku.
Dlatego gdy słyszę lub zadaję pytania zaczynające się na:
- Czy to normalne, że moje dziecko…
- Czy Twoja córka też…
- Czy Twój syn już potrafi…
- Od kiedy Twoje dzieci zaczęły…
- Co robiłaś gdy…
To zastanawiam się po, co je zdaję lub w jakim celu ktoś zadaje je mnie. Bo bardzo często nie chodzi o nasze oczekiwania, ale po prostu potrzebujemy wsparcia, w tym, co trudne i co w naszych dzieciach niestandardowe. Czasem wystarczy powiedzieć, bez analizowania, bez dopytywania: Nie martw się, wszystko jest dobrze.
A czasem jest to trochę bardziej skomplikowane, bardziej i bardziej i bardziej…
Aż dochodzimy do sytuacji, w których nikt nie jest nas w stanie zrozumieć. Po prostu nikt. Zostajemy sami: my i nasze dziecko i doświadczamy samotności do dna jej możliwości, bo nikt nie jest nam w stanie odpowiedzieć na pytania, które stawiamy i zrozumieć, co w danej chwili przeżywamy. Wtedy zostaje nam tylko wiara w nas, w nasze dziecko, w miłość, w relację, którą stworzyliśmy…
Nie, źle to napisałam, słowo „tylko” warto zamienić na „aż”.