Gdyby kilka tygodni temu ktoś zapytał mnie, co chcemy powiedzieć Śmieszce o Świętym Mikołaju, bez wahania odpowiedziałabym: Prawdę! Jeśli zapytałby mnie dzisiaj, odpowiedziałabym tym samym słowem, ale moja prawda brzmi zupełnie inaczej. W ostatnim czasie intensywnie jej poszukiwałam, a pomógł mi w tym mój komputer, który przestał działać, abym lepiej mogła się skupić, na widocznie, ważniejszych sprawach.
Jakiś czas temu rozmawialiśmy z M., że nie będziemy Śmieszki okłamywać i powiemy Jej, że Święty Mikołaj nie istnieje, a prezenty robimy sobie nawzajem.
Zostawiałam ten temat, ale z wiadomych względów wrócił 6 grudnia. Postanowiliśmy z M., że nie będziemy w tym roku obchodzić tego święta. Jednak Święty Mikołaj przyszedł do nas jak nigdy kilkakrotnie.
Rano dostałam sms od przyjaciółki: „Właśnie spotkałam Świętego Mikołaja prosił, abym przekazała Wam od niego gorące buziaki”. Już miałam napisać, że my się w te zabawy nie bawimy, ale coś mnie powstrzymało i po prostu napisałam, aby mu od nas serdecznie podziękowała.
Po śniadaniu przyszedł listonosz z przesyłką. Były w niej długo wyczekiwane książki i choć miały przyjść dopiero w poniedziałek, przyszły właśnie w czwartek…
Później wybrałyśmy się ze Śmieszką w gości i po powrocie ku naszemu zaskoczeniu okazało się, że w plecaku nie wiadomo skąd znalazło się mnóstwo pysznych pierniczków.
Kiedy w drzwiach stanął M. z dwiema paczuszkami, za jego plecami mignęła mi postać mężczyzny ubranego na czerwono, pobiegłyśmy za nim ze Śmieszką, ale już go nie było. Co prawda jego głos był podobny do sąsiada z naprzeciwka, ale dowodów, że to on nie mamy.
A wieczorem, gdy wracałam ze spotkania sama zapragnęłam się wcielić w Świętego Mikołaja i z radością biegałam po sklepie zastanawiając się, co najbardziej ucieszy moich bliskich.
Uświadomiłam sobie, że dalej chcę mówić Śmieszce prawdę, ale moja prawda o Świętym Mikołaju jest zupełnie inna.
Te wszystkie zdarzenia (dla mnie tylko pozornie zwykłe) sprawiły, że zapytałam siebie czy mój świat to tylko to, co jestem w stanie doświadczyć zmysłami, czy także to, czego choć umysłem nie jestem w stanie ogarnąć to czuję, że jest wokół mnie. Wśród tych niezwykłości jest także Święty Mikołaj. Pomyślałam jeszcze o jednym porównaniu. Mój tata nie żyje, ale kiedy za jakiś czas Śmieszka zapyta mnie gdzie jest dziadek, nie powiem Jej, że go nie ma… ale, że jest tylko w niebie i to jest prawda. Tak samo jest ze Świętym Mikołajem, kiedyś chodził po ziemi a teraz jest tylko gdzie indziej. W miejscu, z którego jest w stanie czynić rzeczy zwykłe i niezwykłe. Tak, jak te opisane przeze mnie wyżej. Każdy Mikołaj, którego w tym roku spotkałam miał znajomą twarz, ale to nie ma dla mnie znaczenia, a właściwie ma, jeszcze bardziej jestem wdzięczna, że moi bliscy o mnie pamiętali.
Ja napiszę więcej…ze swojego doświadczenia…któregoś dnia, Mikołaj, który odwiedza Twoje Dzieci i spełnia Ich marzenia, sprawia, że One same zaczynają myśleć jak Mikołaj, czyli co zrobić, żeby uszczęśliwić Mamę czy Tatę…ja tego doświadczyłam w tym roku, kiedy znalazłam przepiśnik (specjalny notes na przepisy: bo Ty Mamo lubisz gotować, możesz tu zapisywać swoje najlepsze przepisy) i całą profesjonalną walizeczkę z cieniami, różami, pudrami i innymi (bo każda perfekcyjna gospodyni może zadbać o siebie) i skarpety dla Taty oraz płyta. Kiedy nasze Dzieci to zorganizowały? Pewnego weekendu, kiedy zostały u Babci, a my załatwialiśmy ważne sprawy w Krakowie. Martynka powiedziała, że od teraz Ona też jest pomocnikiem Mikołaja. Warto wierzyć w Mikołaja? Warto!
Reniu, a czytałaś wywiad z Agnieszką Stein w tym temacie? Polecam! http://bliskawiara.pl/2013/11/28/odpowiedzialnosc-za-czynienie-dobra/ A swoją drogą właśnie taki wydźwięk tego Święta marzy mi się:) Dzięki, że się podzieliłaś!