Strefa wolna od narzekania

A gdyby tak na każdym placu zabaw było takie miejsce, w którym nie można narzekać? Gdzie nie mówimy o ostatnim przeziębieniu, o nieprzespanych nocach, o tym, że znowu się zsiusiał w majtki, choć już nie siusiał. Gdybyśmy tak zapomnieli, że pogoda już się robi brzydka, że dzień coraz krótszy, że zimno a jeszcze nie grzeją, że w telewizji tylko głupoty i w ogóle już nie ma co wieczorem obejrzeć, jak dzieci śpią, i że oczywiście można by poczytać, ale cały dzień w pracy przed komputerem to już oczy zmęczone i się nie chce.

Gdybyśmy przestały gdybać, że jak bym jej założyła czapkę to by się nie przeziębiła, a gdybym za rączkę trzymała to by się nie przewrócił, a gdybym wczoraj poszła do sklepu to bym kupiła pampersy w promocji…

Tylko o czym my byśmy wtedy rozmawiały? My przypadkowo – nieprzypadkowe matki. Na początku byłoby pewnie ciężko. Jednak przy okazji odkryłybyśmy może, jak cudownie jest czasem pomilczeć i popatrzeć po prostu na te nasze pociechy. A później słowa same zaczęłyby przychodzić, bo przecież w głębi serca, każda z nas chce rozmawiać o czymś więcej i każda z nas to „coś” ważnego do powiedzenia ma.

Życzę Wam dobrego dnia bez narzekania!

8 thoughts on “Strefa wolna od narzekania”

  1. Ja mam czasem wrażenie, że wymaga się od mam marudzenia. Jak mówię (wprawdzie jeszcze nie na placach zabaw), że jest cudownie, to ludzie dziwnie na mnie patrzą i tylko czekają na moje problemy. Kiedy słyszę, „super, bliźnięta, ale pewnie macie tyyyle roboty przy nich”, to już nie mam siły się tłumaczyć (to słowo brzmi w tym kontekście idiotycznie), że wcale tak nie jest!

    1. Kasiu, wiesz przecież, że wszystko siedzie w naszych głowach. Nie możemy mieć pretensji do innych, że ich wyobrażenie o rodzicielstwie jest przepełnione trudnościami. Co tu dużo mówić jest to podejście znacznie bardziej popularne niż nasze jednak moim zdaniem wszystko idzie ku dobremu. Młode mamy, które znam są właściwie tylko pozytywne:)

  2. dzień dobry!, gdy czytałam ten tekst i pozostałe (od ostaniego czytania:) przypomniałam sobie jak to było w mojej pierwszej ciąży – byłam naprawdę jak pączek w maśle (lubię pączki, lubię masło, więc i to określenie bardzo mi się podoba), i gdy pytano mnie jak się czuję, a ja zgodnie z prawdą, z szerokim uśmiechem na twarzy odpowiadałam: świetnie! słyszałam wtedy prawie zawsze: wyglądasz pięknie, ale poczekaj: to początek dlatego tak dobrze się czujesz, potem zacznie ci być ciężko, będą cię boleć plecy, zobaczysz dopiero jak urodzisz…itd…tak… żadna z tych przepowiedni nie stała się moim udziałem, moja bezgranicznie radosna beztroska stanowiła dla nich całkowitą zaporę, zaskakujące jest to, że mówiły mi to często osoby naprawdę mi życzliwe, być może w związku z tym ja sama popadłam w drugą skrajność i słuchając mnie już kilka osób powiedziało: jesteś chodzącą reklamą macierzyństwa, ale dzięki tym dobrym słowom, (które jeśli już wypowiadam, to z całowitą szczerości) ja czuję się dobrze i mam siłę by każdego dnia starać się od nowa, wierząc, że i tym którzy mnie słuchają radośniej jest choć troszeczkę:]

  3. Obok narzekania zauważam jeszcze jedną okropną przypadłość mam. To taka, nie wiem jak to nazwać… hipochondria. Młode matki prześcigają się w określaniach nieprawidłowych cech rozwoju. Z przerażeniem słucham ciągle o potrzebach rehabilitacji – najczęściej na skutek nieprawidłowego napięcia mięśniowego. Mam wrażenie, że to jakaś dziwaczna moda. Owszem, wiem że zdarza się potrzeba rehabilitacji, ale żeby prawie u każdego dziecka jakie napotykam? Albo prześciganie się w ilości witamin, które podają młode matki? A zbilansowana dieta?
    A najbardziej mierzi mnie prześciganie się w opowiadaniach niczym z horrorów historii z sali porodowej. Porody niemal tygodniowe…
    I chyba też jestem odludkiem, bo na pytania z serii jak bardzo źle jest, odpowiadam zawsze z uśmiechem na ustach, że jest cudownie! Gdy byłam w ciąży sądziłam, że po porodzie znajdę nowe koleżanki, a połączą nas nasze dzieci. Nic bardziej mylnego, po spotkaniach z młodymi matkami zastanawiałam się, czy ja aby na pewno normalna jestem. Może za mało przejmuję się moim dzieckiem, za rzadko jeżdżę po lekarzach, nie chodzę na rehabilitację z młodym (a przecież na pewno jej potrzebuje – ma 6 miesięcy a nie siedzi, o zgrozo!). Dlatego unikam jak mogę skupisk z młodymi mamami i staram się, aby mój dom był strefą wolną od narzekania!

    1. Szczerze mówiąc ja nie mam zbyt wielu takich doświadczeń. Więc może miałaś wyjątkowe (nie)szczęście obcować akurat z mamami, które zbytnio się przejmują stanem zdrowia swoich dzieci. Mnie przez ostatni rok zdarzyło się może raz, dwa razy rozmawiać z mamą, która rzeczywiście w moim odczuciu zbytnio się przejmowała. To tak żebyś wiedziała, że jest równowaga w przyrodzie:)

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top