Moje!

Kiedy Śmieszka się urodziła można było z jej ciałkiem wyprawiać właściwie wszystko. Kropelki do oczek, czyszczenie noska, przemywanie pępuszka – nic nie było dla niej straszne. Ponieważ nie reagowała płaczem myślę, że nawet nie odczuwała, z powodu tych zabiegów pielęgnacyjnych, dyskomfortu. Tak było przez mniej więcej pół roku. Aż pewnego dnia, kiedy jak co dzień rano, chciałam wyczyścić jej nosek, Śmieszka oznajmiła: Nie pozwolę, to mój nosek! Intensywnie kręcąc główką i machając rączkami skutecznie zniechęciła mnie do dalszych prób. To było wielkie święto w naszym domu.  Śmieszka zaczęła przejmować świadomą kontrolę nad swoim ciałem.

Teraz wszystko jest jej: oczka, nosek, uszka, pupcia – najlepiej żebym nic jej nie dotykała. Patrzy na mnie a jej oczy mówią: Zostaw moje uszko, masz swoje! Co za tym idzie: ząbka (na razie ma jednego) myje sobie sama a jedzenie rączkami stało się już codziennością: Mamusiu, czemu chcesz mnie karmić, przecież potrafię już jeść sama?

 Manifestowanie niezależności przez Śmieszkę jest dla mnie niezwykle cennym doświadczeniem i kolejną okazją, aby zastanowić się nad sensem rodzicielstwa. Jaka jest moja rola w tym procesie? Na dziś dzień wiem, że to, co mogę zrobić to być przy niej bardzo blisko. Jednak nie przed nią, ale za nią i tak jak potrafię wspierać ją w tej wędrówce ku samodzielnemu życiu.

 

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top